W zbiorach biblioteki Muzeum Zamoyskich w Kozłówce znajduje się książka Beaty Gołembiowskiej „W jednej walizce. Polska arystokracja na emigracji w Kanadzie”. To interesujące wydawnictwo rzuca światło na historię wielu przedstawicieli rodzin ziemiańskich, którzy po II wojnie światowej musieli wyjechać z Polski. Nierzadko to, co ze sobą zabierali, mieściło się w tytułowej jednej walizce. Wśród postaci indagowanych na okoliczność opracowania książki znalazła się Maria „Mika” Zamoyska, starsza córka ostatnich właścicieli Kozłówki, Aleksandra Leszka i Jadwigi z Brzozowskich. Tekst jest na tyle ciekawy, że warto zacytować jego obszerne fragmenty.
Zapytana o to, co pamięta z czasów pobytu w Kozłówce, Mika Zamoyska opowiada tak: „gdy miałam 3 lata wybuchła wojna i mój ojciec wziął udział w Kampanii Wrześniowej. Po kapitulacji wrócił do Kozłówki. W 1941 roku został aresztowany przez Gestapo, był więziony i torturowany na zamku w Lublinie i następnie wysłany do obozów koncentracyjnych w Oświęcimiu i Dachau. (…) Byłam za mała, żeby zdawać sobie sprawę z zagrożenia wojennego. Bawiłam się w pięknych pokojach, biegałam po rozległym parku. Pamiętam, że pałacowe pomieszczenia były dla mnie nieciekawe, gdyż nie wolno mi było niczego ruszać, z wyjątkiem porcelanowych Chińczyków, które za każdym dotknięciem wyciągały język. O wiele większą atrakcją były wizyty na folwarku i oglądanie koni i krów.”
We wspomnieniach Miki Zamoyskiej wciąż żywy jest moment wyjazdu z Kozłówki. „W 1944 roku, pod koniec lipca, na wieść o zbliżającym się froncie, moja matka opuściła majątek Kozłówkę i wyjechała do Warszawy (…). Pierwszego sierpnia wybuchło Powstanie Warszawskie i przez trzy miesiące byłam w środku piekła. Widziałam wybuchy bomb, walące się i płonące domy, rannych i zabitych. Leżałam w piwnicy chora na tyfus, a obok mnie przez trzy dni umierał od ran osiemnastoletni kuzyn Czartoryski. Przez cały okres powstania panował okropny głód. Front cudem ominął Kozłówkę, więc moje „uczestnictwo” w powstaniu było zupełnie niepotrzebne, a zostawiło na całe życie niezagojone rany wspomnień”. Po powstaniu Jadwiga Zamoyska ukrywała się wraz z dziećmi u krewnych Górskich w Woli Pękoszewskiej, w klasztorze na Jasnej Górze oraz w Zakopanem. Mika Zamoyska wspomina, że jej matka, niejako wbrew własnej woli, zdecydowała się na ucieczkę z Polski. Pod przybranym nazwiskiem „Zawadzkich” rodzina wyjechała z kraju, docierając do Mediolanu. To tu Mika, po długim rozstaniu, spotyka się z ojcem. W pierwszej chwili go nie poznaje: „był strasznie wychudzony, zupełnie siwy, stracił wszystkie zęby”. Powojenne losy rodziny nie były łatwe. Po dwuletnim pobycie w Anglii, Zamoyscy wyemigrowali do Kanady. Próbowali na nowo ułożyć sobie życie pracując i aktywnie działając w towarzystwie polonijnym w Montrealu oraz polskiej osadzie w Rawdon. We wspomnieniach Miki, to jej matka, Jadwiga była bardziej aktywna zawodowo. Chyba także i życiowo, stąd przypisany jej przydomek „iron lady” czyli żelaznej damy. Tej siły i determinacji zabrakło Aleksandrowi Zamoyskiemu. Choć Mika pisze, że zaznała od niego wiele dobroci i ciepła, bo więcej przebywał w domu, i że w każdej sytuacji zachowywał się godnie, to przyznaje, że „trudno aklimatyzował się do ciężkich warunków emigracyjnych, zwłaszcza że jego organizm był wycieńczony po przeżyciach obozowych. Umarł mając zaledwie 62 lata”.
Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że Maria „Mika” Zamoyska, mimo deklarowanej miłości do Kanady, odwiedza Kozłówkę. Jedną z takich wizyt zapamiętał i opisał Antoni Belina-Brzozowski. „Mika odwiedziła Kozłówkę w 1994 roku, przywiozła nam masę fotografii. Patrzyłem na nie z pewnym rozrzewnieniem, ale i podziwem, jak wszystko stoi na swoich miejscach pod bacznym okiem opiekunów Muzeum.”
(na podstawie: Beata Gołembiowska, W jednej walizce. Polska arystokracja w Kanadzie, Poligraf 2011; Antoni Belina-Brzozowski, Kozłówka w moich wspomnieniach. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce 2005)
Komentarze