Zbliżają się święta. Atmosferę wielkanocną da się zauważyć w Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Na ekspozycji, miejscem z typowo świątecznym wystrojem jest pałacowa Jadalnia. Na stole, nakrytym wykrochmalonym, białym obrusem, obok rodowej zastawy Zamoyskich umieszczono pisanki i wielkanocne palmy. Zapowiedzą przyszłej uczty są stojące tu również naczynia do pasztetu w kształcie kaczek.
Święta Wielkanocne sprzed lat przywołuje wystawa w galerii „Z ogrodu”. Oprócz świątecznych kartek zostały tu przywołane kozłowieckie święta sprzed lat. Pierwszą wzmiankę o obrzędach wielkanocnych znajdujemy w liście Konstantego Zamoyskiego (I ordynata kozłowieckiego) do ojca, datowanym na 30 kwietnia 1867 r. Konstanty, zgodnie z wolą rodzica, wraca do ojczyzny z Francji. Niewątpliwie, na decyzję ojca zaważyły osiągnięcia (a w zasadzie brak sukcesów) Konstantego w sferze edukacji. Przyszły właściciel Kozłówki nie zdał egzaminu maturalnego w jednej z renomowanych francuskich szkół. Od tego momentu ma przejść inną edukację. To staż w kancelarii Ordynacji Zamojskiej oraz praktyka w majątku Stara Wieś, należącym do jego wuja Józefa Zamoyskiego. Zanim jednak to nastąpi, Konstanty Zamoyski zatrzymuje się w Czaczu, w majątku wujostwa Żółtowskich (Józefy z Mycielskich i Marcelego Żółtowskiego). To stąd pisze do ojca: „kiedym jeszcze leżał, weszły do mego pokoju trzy dziewki i wodą mnie oblały, poczem znikły, zanim nawet miałem czas o powód zapytać (…). Później mi oświadczył Pan Grudziński, iż to na mocy zwyczaju polskiego zwanego dyngus, podobnie oporządzony zostałem. Powtórnie tego samego dnia oblany zostałem u Czartoryskich (…). Pogańskich sięgające czasów pewnie to zwyczaje, gdyż w sobie coś barbarzyńskiego mają.”
Wielkanoc w Kozłówce lat 20. XX wieku opisał Antoni Belina Brzozowski, w wydanej przez Muzeum książce „Kozłówka w moich wspomnieniach”. „Wielkanoc w tych czasach obchodzona była z dużym nakładem przygotowań. Zapraszano różnych gości, tych co częściej bywali w Kozłówce, czy tych, którzy w danej chwili odgrywali jakąś rolę społeczną czy polityczną. Jednym z nich był generał Sikorski ze swoją córką Zosią, ci sami, którzy zginęli w katastrofie samolotowej w Gibraltarze podczas ostatniej wojny. Leszek z Michałem, ciesząc się z góry, przygotowali w pierwszy dzień po świętach ten sławny Dyngus. Odbyło się to po wczesnym obiedzie. Wszyscy, przebrani w najgorsze ubrania, mieli się zebrać na tarasie od ogrodu. Z całej tej wesołej tradycji wyłączone były stare ciotki, ciocia Marynka, wuj Adam i moi rodzice. Nie wolno było w żadnym wypadku oblewać się w salonie. Zebrani na tarasie śmiali się krzycząc, gdy kubeł zimnej wody został wylany na ich głowy. Ja z rówieśnikami lataliśmy jak opętani do kredensu po wodę ku niezadowoleniu poczciwej i wyrozumiałej służby domowej. Pamiętam, jak przyłapałem Zosię Sikorską na korytarzu na dole, kiedy uciekała do swojego pokoju. Oblałem ją tak celnie kubłem wody, że nie zostało na niej jednej suchej nitki. Leszek natomiast obrał inną drogę. Sprowadził pompę strażacką i trzymając w ręku długi wąż, oblewał gości wchodzących czy wychodzących z sieni od zajazdu.”
Kolejne wspomnienie o Wielkanocy w Kozłówce pochodzi z okresu II wojny światowej. Zamieszono je w wydawnictwie „Niezwykły Gość”. To zbiór wspomnień o księdzu Stefanie Wyszyńskim, który w czasie okupacji ukrywał się w Kozłówce. Postać „Prymasa Tysiąclecia” wspominają osoby, które w tym czasie przebywały w majątku Zamoyskich. Monika Znamierowska-Kozik pisze tak: „Szczególnie uroczyście sprawował ksiądz Wyszyński msze świąteczne, a zwłaszcza przedwielkanocną liturgię triduum paschalnego łącznie z umywaniem stóp ludziom ze wsi. Na nabożeństwo do kaplicy pałacowej przychodzili bowiem mieszkańcy Kozłówki i pobliskich Siedlisk.” We wspomnieniach brata Moniki, Krzysztofa Znamierowskiego, okres wielkanocnej posługi kapłańskiej księdza Wyszyńskiego przedstawia się następująco: „Ksiądz Wyszyński przestrzegał bardzo przepisów i zaleceń liturgii. Wielkanoc 1941 roku. W Wielki Piątek, w głębokim milczeniu, przed ołtarzem kaplicy leży krzyżem ksiądz Wyszyński, a obok niego trzej chłopcy – ministranci – Adam, Piotr, Krzysztof. Leżymy długo, każdy z nas pogrążony we własnych myślach. (…) Jakże trudne były spowiedzi u księdza Wyszyńskiego! W zakrystii, bez konfesjonału, bez litościwej kratki oddzielającej penitenta od spowiednika, ukrywającej zmieszanie, konfuzję, a czasem wstyd.”
Komentarze